Mentalna ucieczka: Paryż
Paryż.
Wielkie oczekiwania i wielki syf. Wrześniowe słońce i najdłuższa w życiu podróż autobusem. Słodycze. Chodzenie w deszczu mostem Aleksandra III. Czarny golf i czerwona szminka. Spotkanie z człowiekiem, który nauczył mnie patrzeć na gołebie i medytować nad istnieniem. Francuskie kino erotyczne. Poczucie, że oto jestem w centrum wszelkich ruchów, rozrób, buntów i nie wiem jak na to odpowiedzieć, przeciw czemu się dziś buntować, przeciw wszystkiemu? Akuratność. Wiele hałasu o nic. Długie wieczory z winem i jeszcze dłuższe poranki nad kawą i świeżo wyciskanym sokiem pomarańczowym. Jean-Pierre Cassel. Brud. Najpiękniejsza sztuka w Europie. Ucieczka.
Paryż.
A metro? Czynaprawdę nikomu Paryż nie kojarzy się z metrem? Bo na przykład Zazi, tytułowa bohaterka Zazi w metrze Raymoda Queneau, o niczym innym nie myśli, tylko o przejażdżce tym podzienym pociągiem. Niestety – pech chciał, że w czasie jej dwudniowej wizyty w stolicy obsługa metra strajkuje – z atrakcji nici! Od tego zaczyna się jakże barwna historia przygód 12-letniej dziewczynki, w które poniekąd wplątują ją dorośli – katalog idywiduułów o przejaskrawionych, komicznych cechach. Sama Zazi to skrzyżowanie Alicji z Krainy Czarów i Lolity Nabokova – jest wyszczekana, bezczelna i nie sposób jej nie lubić.
Autor obśmiewa przywary Francuzów – ich zadufanie w sobie, sposób mówienia, nieznajomość Paryża przez paryżan, megalomanię. Wszystko to w totalnych oparach absurdu, surrealizmu i zabawy językiem, o którym ani na chwilę nie można tutaj zapomnieć. Maryna Ochab z pewnością starała się oddać te językowe szarady w polskim tłumaczeniu, lecz specjaliści od literatury francuskiej mówią, że nie sposób w pełni przetłumaczyć tego, co Queneau robi z francuszczyzną. Tak czy inaczej, czytając powieść w polskim przekładzie, czytelnik ubawi się świetnie.
“Zazi w metrze nawiązuje do wielkiej francuskiej tradycji pisania o niczym” – powiedział Jan Gondowicz (tłumacz z języka francuskiego) na spotkaniu o książce w Teatrze Nowym 2 marca br. – “Bohaterów nie da się lubić, a książka nie opowiada żadnej sensownej historii. Queneau opisuje ludzi, którzy są niczym: nic nieznaczące przygody nie nieznaczących ludzi”.
Dlaczego, dlaczego mielibyśmy nie znosić ciężaru życia, skoro byle co może nas go pozbawić? Byle co je sprowadza, byle co napędza, byle co łamie, byle co wypędza. Któż by ścierpiał ciosy losu i upokorzenia pięknej kariery, kanty sklepikarzy, ceny rzeźników, wodę mleczarzy, zdenerowowanie rodziców, wściekłość nauczycieli, wrzaski adiutantów, niegodziwość bogaczy, jęki unicestwionych, milczenie nieskończonych przestrzeni, zapach kalafiora czy bierność drewnianych koni, gdybyśmy nie wiedzieli, ze złośliwe rozrastanie się kilku znikomych (gest) komórek albo trajektoria kuli wyznaczona bezwiednie przez jakiegoś nieodpowiedzialnego anonima mogą znienacka sprawić, że wszystkie te zmartwienia ulotnią się w błekit nieba.
Ha, do nas właśnie dotarły puzzle z panoramą Paryża 😉 Lektura byłaby jak znalazł.
W temacie Paryża swego czasu zafascynował mnie tzw. “syndrom paryski”, który dotyka głównie japońskich turystów.
Pomyślałam sobie tylko, że to muszą być cholernie trudne puzzle. 😀
Nie znam syndromu, poczytam sobie dziś. 🙂
Kocham Paryż. Nie ma to żadnego logicznego uzasadnienia, bo wcale nie jest to najpiękniejsze miejsce na świecie. Ale po prostu to chyba sentyment (w Paryżu byłam na swoim pierwszym wyjeździe zagranicznym), miłość do malarstwa impresjonistycznego, które się z tym miastem kojarzy. Kusi mnie ta książka, chociaż zastanawiam się nad zmierzeniem się z oryginałem.
Aniu, jeśli biegle mówisz/czytasz po francusku, to ja bym próbowała czytać oryginał. Tomasz Swoboda, krytyk literacki, który napisał posłowie do wznowienia “Zazi…”powiedział, że to jest nie do przetłumaczenia w pełni, że u Queneau właściwie w każdym zdaniu coś się dzieje. Choć z drugiej strony, jeśli nie jest to Twój pierwszy język, może być okrutnie trudne w czytaniu. 🙂
Ja mam tak z Oslo – w sumie żadnych konkretnych obiektywnych przesłanek – po prostu pokochałam to miasto.